Przejdź do głównej zawartości

 Pierwsza impreza w plenerze, urodziny na europaletach. Bardzo spontanicznie, ale przemiło, bo pogoda dopisała. Najpierw śniadanie z dorosłymi dzieciakami, a potem proste wizyty przyjaciół, a wśród nich najbliższych sąsiadów:
Krzyś Krakowiak też był, tylko zdjęcia robił - dziękuję bardzo, ja byłam zbyt przejęta. Toast symbolicznie i tylko Ci co autem nie przyjechali. Tak już teraz będzie, ale mi to nie przeszkadza wcale. Oglądaliśmy wszyscy to co powstało, chodziliśmy po schodach i zachwycaliśmy się widokiem z okien:
Łapaliśmy jesienne promienie słońca. Córeczka moja przywiozła pyszny tort gruszkowy, który zjedliśmy w całości. Zawitała też Kasia Muller, aby obejrzeć jak wykonawca trzymał się jej projektu. 

Komentarze

  1. przepiękne chwile.. piękne pamiątki.. nie ma takich słów, które są w stanie oddać towarzyszące im emocje

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak dostałam wyjątkowy prezent. Oczywiście w kuchni stałam, aby przygotować potrawy, ale to nic nie szkodzi, od czasu do czasu to jest bardzo miłe.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne wspomnienia i pamiątki. Warto żyć dla takich chwil...

    OdpowiedzUsuń
  4. Impreza urodzinowa na świeżym powietrzu to doskonały sposób na połączenie zabawy z naturą. Można zorganizować różne atrakcje, takie jak gry i zabawy, grillowanie czy ognisko, które stworzą niezapomnianą atmosferę. Warto jednak pamiętać o odpowiednim przygotowaniu, aby pogoda i inne warunki nie zakłóciły świętowania.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo dobry artykuł, przyjemnie się czytało. Już nie mogę się doczekać następnych postów!

    OdpowiedzUsuń
  6. To był naprawdę dobry artykuł, dziękuję! Czekam na więcej takich inspirujących wpisów na blogu. :) Twoje teksty czyta się z prawdziwą przyjemnością.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mega ciekawy wpis, dzięki! Lubię takie luźne podejście do poważnych tematów. Na pewno będę częściej zaglądać na bloga, bo to, co robisz, jest naprawdę super!

    OdpowiedzUsuń
  8. Wow, świetnie to napisałeś! Z każdą linijką wciągałem się coraz bardziej. Czekam na więcej takich ciekawych treści!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

 Ciągle myślę co oznacza bycie prymitywnym. Kiedyś tego określenia używało się do osób z brakiem wykształcenia, ale teraz w dobie pozytywnej motywacji do nauki i szerokiej możliwości zdobywania wiedzy, prymitywny to kto? Osoba prymitywna nie wykazuje czułości, nie czuje innych. Troszczy się tylko o swoje potrzeby i życiowe cele, nie dostrzega różnorodności. Stosuje manipulacyjne metody porozumiewania się z ludźmi. Potrafi być blisko, bo bliskości potrzebuje, ale nic z siebie nie uroni. Jest jak czarna dziura, choć moim zdaniem posiada gradację. Można być prymitywnym trochę. Prymitywne jest oczekiwanie handlowców i wykonawców, że dopiero jak wpłacę połowę kwoty zamówienia, to zaczną produkcję towaru, a gdy wpłacę całość, ewentualnie dowiozą i zamontują. Zero zabezpieczenia. Pan od wycinki drzew przychodzi przed świętami, gdyż zależy mu na jemiole. Będzie miał urobek. Pan od kuchni dziwi się, że nie chcę mu dołożyć paru stów. A nie ma Pani zaskórniaków? pyta. Odpowiadam, że niestety moją
 Zalety mieszkania w domu. Blisko natury. Można wyjść na taras i wypić kawę, zobaczyć zmieniające się okoliczności przyrody. Mieszkanie doświetlone, a promienie słońca działają kojąco. W prawie wszystkich narodach, ludzie zwyczajowo wychodzą posiedzieć na słońcu.  Łazienki mogą mieć okna, co wspaniale doświetla i pozwala nie zapalać światła w każdej, drobnej i grubszej sprawie. Tak było u mojej babci w Przemyślu, mała, jasna toaleta, nie do końca dobrze wentylowana. Na razie czuję mocny ciąg w kanale wentylacyjnym, zobaczymy jak będzie później.  Ostatecznie, nie słychać sąsiadów. To wspaniałe uczucie, choć z drugiej strony głośno szczekające psy. Ale sąsiedzi nie stukają obcasami, nie trzaskają drzwiami i nie przypalają kotletów. Uff i liski są. 
 Piątek weekendu początek. Dziś panowie od ocieplania przyjechali o 6:37. Jeszcze godzina do brzasku. Wysiadali po ciemku z samochodu i taki sam obrazek wczoraj był po 17:00, jak ich żegnałam. Mówię to szefowi, a on z uśmiechem: "co robić, takie życie".  Wczoraj posprzątałam po ich bałaganie. Tomek pokazuje moją robotę Mirkowi jako przykład. Mirek na to, że nie może znaleść cytryny, którą dałam mu cztery dni temu i już dawno ją wycisnął, a ja wyrzuciłam resztki skitrane między śrubami. Mirek narzeka, że inni nie odkładają rzeczy na miejsce i że szef nie kupuje wystarczającej ilości sprzętu do roboty, a szef Tomek podaje przykłady, jak to pracownicy wszystko mu gubią. I w tym całym galimatiasie praca idzie do przodu niebywale szybko. Tymczasowy strop powstał w godzinę. Przy dachu nikt się nie rozdrabnia.  Z tego wszystkiego nie zdążyłam oskrobać całej kory i zaimpregnować, więc nigdy więcej zielonych rąk. Pozostaje mi tylko wiara, że wcześniejsza impregnacja była robiona przez