Miało być chronologicznie, ale dzisiaj się zaczęło i wszelka kolejność została złamana. Wjechały koparki przyjechał wykonawca, oznajmił, że synowie są bardziej robotni niż córki, i że zgodził się ten dom budować, bo się nade mną zlitował. Ale litości wykonawca nie miał ganiając mnie po sklepach budowlanych. Okazało się, że budowa jest czynnością wysoce samopoziomującą się, czyli zamówienia zmieniają się w zależności od okoliczności z pogodą włącznie. I tylko z kasy trzeba wyskakiwać - betoniarka, koparka i piach... ceny jak zwykle wysokie. I cóż ten wykonawca miał zrobić, że jak się lituje to on już taki jest i już tak ma :) nic na to nie poradzi - biednuś.
Nic nie poradzimy, trzeba jakoś z tym żyć. Czas mija ciężko jakbyśmy pływali w gęstej masie ciepłego asfaltu. Co zrobić, trzeba jakoś ten dom wykończyć. A tymczasem kolejna Wigilia w Koczargach i mobilizacja, aby posprzątać, gdzie się da. Nawet nieźle to wyszło. Nadal jednak maluję i jak sobie tak pomyślę to niedługo rok minie odkąd zaczęłam malować moje mieszkanie. A mieszkanie rodziców jeszcze wcześniej. Wszyscy pytają jak będę myła te okna. Dlaczego mnie to nie martwi? Pierwszy Sylwester w Koczargach. Staram się rozpalić domowe ognisko i nie tylko. Kiełbaski udają się dzięki wspaniałym gościom i ich wielkiej motywacji, żeby ogrzać się przy prawdziwym ogniu. Magia ogniska jest w naszych duszach i to fajne - w mojej też. Tyle jeszcze do zrobienia, tyle jeszcze do kupienia. Czy to się kiedyś zakończy? Całą przerwę świąteczną oglądam serial według kultowej powieści "Sto lat samotności". Piękne kolory sienny i zieleni w miasteczku Macondo powodują u mnie burzę myśli typu co mo...




Komentarze
Prześlij komentarz