Wreszcie ten ultrawytrzymały styrodur rozłożony... mam podłogę jak z domku dla lalek. Dzisiejszy dzień był spokojniejszy, aczkolwiek szlag mnie trafia, że ludzie są tacy pazerni i że wykorzystują sytuację pandemii. Ceny rosną i nie można już spokojnie budować. Co rusz ktoś chce wycisnąć z Ciebie więcej i więcej. A wykonawca chce budować i ja go dobrze rozumiem. Ale elektryk wreszcie założył licznik. Przybył niczym bóg prądu mówiąc do mnie, że nic nie mógł zrobić. Kiedy ten naród znormalnieje, jeszcze wieki upłyną.
Nic nie poradzimy, trzeba jakoś z tym żyć. Czas mija ciężko jakbyśmy pływali w gęstej masie ciepłego asfaltu. Co zrobić, trzeba jakoś ten dom wykończyć. A tymczasem kolejna Wigilia w Koczargach i mobilizacja, aby posprzątać, gdzie się da. Nawet nieźle to wyszło. Nadal jednak maluję i jak sobie tak pomyślę to niedługo rok minie odkąd zaczęłam malować moje mieszkanie. A mieszkanie rodziców jeszcze wcześniej. Wszyscy pytają jak będę myła te okna. Dlaczego mnie to nie martwi? Pierwszy Sylwester w Koczargach. Staram się rozpalić domowe ognisko i nie tylko. Kiełbaski udają się dzięki wspaniałym gościom i ich wielkiej motywacji, żeby ogrzać się przy prawdziwym ogniu. Magia ogniska jest w naszych duszach i to fajne - w mojej też. Tyle jeszcze do zrobienia, tyle jeszcze do kupienia. Czy to się kiedyś zakończy? Całą przerwę świąteczną oglądam serial według kultowej powieści "Sto lat samotności". Piękne kolory sienny i zieleni w miasteczku Macondo powodują u mnie burzę myśli typu co mo...

Komentarze
Prześlij komentarz