Ustaliłam, że jak już położą tynki wewnętrzne to przekroczę połowę procesu budowniczego. Nie wiem czy to prawda, ale chcę wreszcie odbić się od jakiegoś dna. Znajomi na wakacjach ślą zdjęcia z pięknych okolic nadmorskich, a ja co najwyżej mogę się pochwalić wakacjami kredytowymi. Tynki się kładą cementowo-wapienne. Ekipa liczy trzy osoby i zajeżdżają z flagą żółto-niebieską z napisem "Wolna Ukraina". Chłopaki palą papierosy, rzucają gdzie popadnie i chwalą polską kiełbasę i żurek.
Takiego bałaganu jeszcze nigdy nie miałam, a tynki przerażają mnie od samego początku. Może właśnie ten bałagan najbardziej. Oni mówią, że posprzątają, ale ja pytam jak? Niemniej najgorszy jest fakt, że obecnie przebywają u mnie dwie ekipy na raz: tynkarze i dekarze. Zmieniło to oblicze mojego ukochanego domku, który zamienił się w skład budowlany. Mam tylko nadzieję, że nic się nie zgubi. Pozostaje mi zająć się pracą, co okazuje się być raczej niemożebnym w te dni upalne. Jedyny zysk z zaistniałej sytuacji to światło dzienne, które nieustannie otwiera mi głowę po kilku minutach przebywania w otwartej przestrzeni. Możebność - jestem zachwycona tym zupełnie zapomnianym słowem.
Komentarze
Prześlij komentarz