Miało być na świętej Łucji (13 grudnia), ale się omsknęło. W szwedzki dzień światła pali się świeczki na znak, że dzień powoli zaczyna wyglądać ze wschodu, czyli brzask odrobinę wcześniej następuje, choć zachód jeszcze skierowany w stronę ciemności. Upatruję, że ten dzień przyniesie odwrócenie wszystkich mrocznych spraw na właściwe tory.
Dostałam obietnicę, że Adam od cokołów zadzwoni do mnie, choć zmęczony od kilku tygodni. Nie zadzwonił oczywiście. Dachowiec postraszył, że nie zrobi mi gładzi na poddaszu, bo mu się to nie opłaca i nie będzie dokładał. Ja na niego wielkie oczy, jak to panie Tomaszu, przecież nie strzeliłabym tak sobie w stopę, że tylko płyta GK, a potem jeszcze następna ekipa od gładzi rozkłada rusztowanie. Po prostu się na to nie zgadzam. W dalszej dyskusji okazuje się, że zapamiętał niższą cenę niż ze mną wytargował. Tego jeszcze nie było. Ale Tomasz nie chce dalej rozmawiać o pieniądzach. Musi sobie policzyć. Robotnicy cały czas ocieplają dach i palą w kominku. Ciepło ucieka błyskawicznie.
Komentarze
Prześlij komentarz