Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z listopad, 2023
 Przekonuję się, że wykończeniówka jeszcze bardziej się rozłazi niż budowlanka. Czemu? chyba dlatego, że ci panowie (tu już tylko panowie) niestety troszkę mniej zarabiają. Ponadto, łańcuchy dostaw są bardziej skomplikowane, bo fabryki produkują rzeczy i dostarczają je do hurtowni, a dopiero potem wchodzą sprzedawcy, a na końcu wykończeniowcy. W budowlance hurtownie budowlane kontaktują się bezpośrednio z inwestorami/kami, a budowlaniec już czeka. W wykończeniówce czas się rozłazi, a ja potem dzwonię do Rysia, Wojtka, Adama, Wiesława i pytam: Czy Pan mnie jeszcze pamięta? Najmilej odpowiada Rysio: jakże mógłbym nie pamiętać tak miłej Pani (w domyśle, która płaci). Ale mimo wszystko najlepiej zategowuje pan Wojtek. Wreszcie używając mi nieznanych zategowywaczy oraz płyty gips-karton,  rozwiązał problem surowych ościeżnic pozostawionych przez tynkarzy, jako nierozwiązany. Nadal nie zapraszam zwierząt do zamieszkania w stodole, ale co zrobić, gdy intruzy wchodzą bez pytania.
 Trochę szczęścia mam, bo historie, że następny majster narzeka na poprzednich wykonawców raczej mnie nie spotykają. Jest wręcz odwrotnie, dziś pan od lustra pochwalił wykonawcę płytek, serwisant kotła pochwalił pracę hydraulika, wszyscy chwalą elektryka, niektórym nawet podobają się pomalowane ściany. Ale ogólnie raczej wykonawcy twierdzą, że prace były wykonane porządnie. Być może jednak trochę ten dom postoi. Na razie wjechały szafki łazienkowe i już dwie opinie na temat ich jakości pozytywne.  Ale blat tak szybko nie wjedzie, bo córka palec złamała i tata musi czas jej poświęcić, a nie jakiś blat montować. A ja zakochałam się w starych meblach. Mam ich trochę jeszcze po dziadkach z Przemyśla. Na pewno je upchnę do mojego mieszkania i może jakoś odnowię. Na razie to moje jedyne mebel, w którym trzymam naczynia i pościel. Na ciuchy wieszaki z Ikei najlepsze.  Nostalgia jest wpisana w jesienne wieczory. Dla tych co wierzą, że spotkania po latach dodają nam siły, potwierdzam, warto się
 Jestem opóźniona z dwoma postami, ale co się odwlecze to nie uciecze. Przesuwam je na później, gdyż pozwala na to blogger.com. A teraz wiadomość z ostatniej chwili: winter is coming.  Taka nasza pogoda bywa, ciągle nas zaskakuje. Pierwsza przygoda z piecem też zaliczona. Ciśnienie spadło na tyle, że się sam wyłączył. Ale to było ważne doświadczenie, bo przekonałam się, że nie tak łatwo doprowadzić do wybuchu na skutek wyłączenia. Współczesne piece znacząco odbiegają od tych, które straszyły Kevina samego w domu. Nawet mnie udało się zrozumieć jak napełnić wodą instalację C.O.. Wystarczy tylko przetoczyć wodę srebrnym wężykiem z miedzianej rurki 4 do rurki 2. Hurrrrraaaa udało się. Piec zaczął pracować z dobrym ciśnieniem, a błąd E119 zniknął z wyświetlacza. Tato pomógł najbardziej i doradził jak odpowietrzać kaloryfery, co przy okazji wykonałam. 
 Jakaś niemoc nastąpiła na różnych frontach. Trochę wygląda tak, jakby wykonawcy uznali, że im się nie opłaca przyjeżdżać do mnie, a trochę dziwne zbiegi okoliczności. Pan od wycinki drzew nie jest w stanie powiedzieć jak podetnie akacje, ale złotówkę budowlaną za każde drzewko chce przytulić. Elektryk nie może przyjechać, bo dzieci mu chorują, a u mnie sterownik do pieca i do kaloryfera kanałowego byłoby dobrze podłączyć. Pan od dachu jak usłyszał, że już mieszkam i że mi ciepło, poszedł do innej pracy. Zapewnia, że zaraz dach mi ociepli, ale nie wie kiedy, bo się nie wyrabia. Pan od tynków uciekł bez śladu i rozłącza rozmowy telefoniczne. Pan od bramy nie odbiera telefonu. Drzwi wewnętrzne czekają na dobrą szybę, bo na produkcji się pomylili i zamontowali brzydką. Cokoły dopiero po drzwiach, ale już poszły do malowania. Panowie przyjechali "wczorajsi" i nie jestem pewna czy dobrze je zamontują.  Chciałam zgrabić liście, ale córka poradziła, że nie ma sensu, bo liście na wio